Położyłam się spać. Za dużo
rzeczy działo się w jednym dniu. Śniło mi się, że spadam.
Dookoła mnie była ciemność. Modliłam się tylko żeby się
obudzić. Otworzyłam oczy, spojrzałam na zegarek , była 2:00 w
nocy. Za oknem panowała ciemność, ale czułam żeby podejść do
okna.
Jak zwykle Alex musiała mi wywinąć
numer i jeden z szczebli drabinek posmarowała jakąś śliską
mazią. Zleciałam z drabinek, przy okazji obudziłam moją siostrę.
- Co ty do cholery wyprawiasz? Zasnąć nie mogę a ty jeszcze hałasujesz.
- Co ja wyprawiam? To po co wysmarowałaś mi czymś drabinki?!
- Ja? A po co miałabym to robić siostrzyczko?
- Zamknij się już bo James zaraz przyjdzie i nas opieprzy, że nawet kłócimy się w nocy.
- To po co wstajesz?
- Zobaczyłam coś za oknem.
Podeszłam do okna, Alex poszła ze
mną. Na balkonie widniało małe światełko, myślałam, że to
świetlik ale blask był zbyt duży.
- Co to może być?- zapytała Alex.
- Nie mam pojęcia. Wyjdę na balkon i zobaczę.
Otworzyłam okno balkonowe. Światełko
przybliżyło się do mnie i usiadło mi na dłoniach.
- Motyl? Niemożliwe żeby tak świecił. - powiedziała Alex.
- Dziwne, może to jakaś wskazówka? Jestem taka śpiąca, chyba wrócę do łóżka.
- W takiej chwili? Ewela, to może nas gdzieś zaprowadzić. Tak jak to często w filmach jest. Jakieś stworzonko zaprowadza bohaterów do celu.
- Mniej filmów oglądaj a zacznij się uczyć.
- Oj tam, oj tam. Przesadzasz.
„Stworzonko” wleciało nam do domu.
Usiadło na mieczu, który leżał na szafce w pokoju.
- Co? Mam to zabrać ze sobą? Jutro rano, teraz nie chce mi się nigdzie iść.
- Ewela, tak ci zależało na tych wszystkich tajemnicach a teraz co? Pójdziesz spać?
- Tak. To poczeka do rana.
- Rób co chcesz. Milady. - i ukłoniła się przede mną.
- Ale najpierw, wyczyścisz drabinki z tej mazi co specjalnie rozsmarowałaś.
- Na żartach się nie znasz siostrzyczko.
- Dziękuje za takie żarty.
Alex wzięła chusteczkę i zaczęła
robić to o co ją prosiłam. Zastanawiałam się nad tajemniczym
motylem, ale na razie nie miałam ochoty na zagadki. Chwile później
wróciłam do łóżka i zasnęłam.
***
Obudziłam się z samego rana o 12:00.
Wszystko mnie bolało. W kącie koło półki z mieczem
siedziała Alex i patrzyła się na motyla, który o dziwo
nadal tam siedział.
- James już o tym wie? - zapytałam.
- Nie na razie mu nic nie mówiłam, nie było go jak wstałam.
- Jak to go nie było?! A wiesz gdzie jest?
- No właśnie, nie bardzo.
- Może w ogrodzie?
- Szukałam, nie ma.
- A w całym domu szukałaś?
- Tak, nie ma go nigdzie, może wyszedł do sklepu.
- Może... No trudno, czekamy.
Poszłam do kuchni, przyszykowałam
sobie śniadanie. Miałam już zacząć jeść, lecz do domu wbiegł
James.
- Zbieramy się , szybko, i wychodzimy!- zawołał.
- Co się stało?! Daj, że zjeść „człowiekowi”!
- To szybko i idziemy.
- Ale co jest?!
Przybiegła Alex.
- Co się dzieje?
- Armia psów, przedostaje się na drugą stronę!
- JAKĄ ZNOWU DRUGĄ STRONĘ?!!!- krzyknęłyśmy obydwie.
- Nie czas na wyjaśnienia, szybko!
- Ale najpierw, choć do naszego pokoju, coś dziwnego do nas przyszło.
James zrobił minę typu „ what the
fuck?” ale i tak poszedł za Alex. Ja przynajmniej mogłam w
spokoju zjeść płatki na mleku. Ledwie odłożyłam talerz do zlewu
i ktoś we mnie rzucił moimi ubraniami.
- Zbieraj się szybko i idziemy! - krzykną James.
- Co idziemy? Gdzie idziemy? Co tu się w ogóle dzieje? Ja nigdzie nie idę.
James i tak mnie nie słuchał. Zszedł
do swojej „sali sportowej” i wrócił z mugenem (
samurajski miecz). Stałam jak sierota w kuchni ze swoimi ciuchami,
nie wiedziałam co mam robić. Ubrałam się, i pobiegłam za nimi.
Biegliśmy prosto na cmentarz. James jakimś cudem ominą całą
armię dostał się do ich przywódców czyli do Angeli i
jej ojca. Udało mi się usłyszeć całą ich rozmowę.
- O no proszę, pan James zdecydował się iść z nami? A gdzie masz swoją armię hym?
- Nie zamierzam iść jeszcze na wojnę. Co się tak z nią śpieszysz? Nie masz co robić? Nudzi ci się?
- A na co mamy czekać? Na zbawienie?
- Być może.
- Nie rozśmieszaj mnie. Sam nas nie zatrzymasz. Może nie jest na razie nas dużo, ale po drugiej stronie, całe mnóstwo.
- I z kim będziecie walczyć?
- Jak nie z wami to zaczniemy robić swoje.
- Nie pozwolę ci na to.
- No to nas powstrzymaj.
- Może nie ja, ale po drugiej stronie będziecie mieli niespodziankę.
- Aż się nie mogę doczekać.
Nagle całe wojsko odwróciło
się w moją stronę i przeszli koło mnie jakby mnie nie widzieli.
Wrócili się chyba do swojej bazy, tak przypuszczałam. Na
samym końcu szła, Angela i jej ojciec. Przeszli koło mnie
obojętnie, widać, że byli wściekli. Przy krzyżu stał James.
Chyba się modlił. Podeszłyśmy do niego.
- Co się tutaj działo?- Zapytała go Alex.
- Nic, wracajcie do domu.
Nigdy go nie rozumiałam, ale miałam
nadzieję, że w domu nam wszystko wyjaśni.
- Choć, idziemy.- powiedziałam.
- Później do was dołączę. Idźcie same. - stwierdził James.
- No dobra.
Wróciłam do siostry.
Przechodziłyśmy koło nagrobków w kierunku wyjścia. Nagle
Alex zaczęła płakać.
- Dlaczego nie możemy żyć normalnie jak zwykli ludzie? Zawsze coś się musi przytrafić. Mam już tego dosyć- wymamrotała płaczliwym głosem.
- Eh... Co ja mam na to poradzić? Nic nie zrobimy, widocznie tak ma być.
- Ale dlaczego akurat my? Jeszcze nikt chyba nie miał tak porąbanego życia.
- Choć do sklepu, kupimy sobie coś słodkiego.
- A masz kasę?
- Mam.
W drodze do domu poszłyśmy do kiosku.
Nie miałam za dużo kasy, więc starczyło nam tylko na lizaki.
Wychodząc ze sklepu przed moimi oczami pokazał się ten sam motyl
co przyleciał dzisiejszej nocy.
- Hym? Co jest?- zapytałam.
Światełko poleciało znowu w kierunku
domu. Jak już wróciłyśmy, motyl dalej siedział na półce
koło miecza.
- Może chce żebym potrenowała?
- Być może- powiedziała Alex.
- Alex, a może z tobą trochę powalczę co?
- Ze mną? Ale, ale ja nie umiem.
- Więc dla tego powinnaś trenować.
- Nie mam broni.
Na te słowa motylek uniósł się
w górę. Świecił jeszcze mocniej niż wcześniej. Zaczął
kręcić się w kółko jakby zwariował. Nagle na półce
pojawiły się dwa krótkie mieczyki z czerwonymi kryształkami
przy trzonie podobnie jak w mojej broni.
- Wow, może ta mała świecąca kulka to taki mały „spełniacz życzeń”? Jak złota rybka.- pochwaliła się swoją głupotą Alex.
- Za dużo filmów się naoglądałaś.
Alex podeszła do motyla i zaczęła
mówić swoje życzenia.
- Chciałabym, żeby moja nauczycielka od matematyki zachorowała. Chcę mieć ciuchy najlepszych projektantów. Chcę, żeby Ewela zamieniła się w małego kota.
- Dosyć! I tak się to nie spełni! Idiotka, z kim ja pracuję.- krzyknęłam.
- A i chciałabym, żeby Ewela była niemową.
Szarpnęłam ją za koszulkę. Nic do
niej nie docierało. Zachowywała się jak małe dziecko.
- Żartuje przecież. Ty to jesteś taka sztywniara.
- Przynajmniej nie gadam głupio tak jak ty.
- Ojejku.
Do pokoju wszedł James.
- Znowu się bijecie. O co tym razem?
- O nic, nie ważne. Zobacz, ten motyl na słowa Alex wyczarował jej broń.
- Hymm, ciekawe. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem.
- No my tym bardziej.
James podniósł mieczyki.
Przyglądał się im aż w końcu powiedział.
- Dziwne. Mówicie, że ten motyl przyleciał do was w nocy?
- Dokładnie tak, Ewela otworzyła okno i to wleciało nam do domu.
- Ok. Nie zostawię tego tak bez wyjaśnienia. Jutro się dowiem o co chodzi.
- Od kogo?- zapytałam.
- Nie ważne.
Nie chciałam się już z nim kłócić
bo i tak się nie dowiem.
- Wychodzi na to, że musimy Alex nauczyć walczyć. - stwierdził James.
- No, mnie też musisz nauczyć.
- Tak, ale Alex będzie dopiero zaczynać.
- Fajnie! To kiedy zaczynamy?- zapytała Alex/
- Najlepiej już dzisiaj.
- Ok.
- Dobra to wy idźcie na trening a ja się pouczę matmy.
- Jak chcesz, ale jak skończysz to zejdź do sali na dół.
- Dobra.