czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdzaił 14


Weszłam do pokoju Alex i usiadłam na łóżku obok niej.
  • Alex... słyszysz mnie? - nie odpowiadała. Dalej ogarniał ją strach. Spojrzałam na nią ze współczuciem i nie maiłam pojęcia co robić. Podniosłam rękę by poprawić włosy lecz ona nagle odskoczyła ode mnie i zakryła głowę rękami jakby bała się, że ją uderzę. Nie mogłam robić gwałtownych ruchów. Przychodziły mi do głowy okropne myśli np. ze już nigdy z nią nie porozmawiam. Potrząsnęłam głową żeby odgonić myśli i pomału wstałam żeby jej nie wystraszyć.
Poszłam do salonu, przez czerwone zasłony przebijały się promienie słoneczne. James z Ernestem siedzieli na kanapie i oglądali tv, chyba jakiś mecz.
  • Co u Alex?- zapytał James.
  • Bez zmian, podniosłam rękę tylko, żeby poprawić włosy to ona od razu się skuliła jak bym maiła ja uderzyć.
  • Nie dziwie się, że się boi- stwierdził Ernest, który jadł popcorn.
  • Wiesz coś może na temat tego całego getta?
  • Mniej więcej, jak znasz historię o Auschwitz to tam jest mniej więcej coś podobnego.
  • Byłeś tam?- zapytałam podchodząc do sofy.
  • Jechałem, to było wtedy jak spotkałem ciebie w tym samochodzie. Wożono właśnie wszystkich pozostałych „ocalałych” jak to mówiły psy. - mówił to tak obojętnym tonem, jakby mu nie zależało na tych wszystkich ludziach.
  • Rozumiem... Idę do Crissa, dawno się z nim nie widziałam.
  • Ok, ale wróć jeszcze dzisiaj.- zaśmiał się James.
  • Ha ha ha... śmieszne.
Wyszłam z domu. Jak miło znowu zobaczyć niebieskie niebo i blask słońca. Niepokoił mnie trochę zrujnowany ogród, więc pomyślałam, żeby coś z tym zrobić ale najpierw musiałam iść do Crissa.
Gdy przechodziłam chodnikiem, wszyscy ludzie patrzyli na mnie z niedowierzaniem. W końcu nie było mnie tu niby z dwa lata i było przyjęte, że jestem martwa. Przechodziłam obok mojej szkoły, musiałam mieć niezłe zaległości, ale chyba nie ma sensu się uczyć skoro moje miejsce jest gdzie indziej. W końcu miałam już skończone 18 lat więc nie musiałam już chodzić do szkoły. Był już koniec roku szkolnego więc pewnie mało kto był w tej szkole. Znając Crissa, pewnie wagaruje w domu przed komputerem.
Criss mieszkał w niskim bloku mieszkalnym na przedostatnim piętrze czyli na trzecim. Szybko wbiegłam po schodach i zapukałam do drzwi. Drzwi otworzyły się, lecz zobaczyłam jego matkę.
  • Witaj, jednak mój syn mówił prawdę, że żyjesz. Wiesz co, nie ma go w domu bo poszedł do ciebie.
  • Aha, to dziękuję za informację. Do widzenia.
Musieliśmy się jakoś minąć, tylko nie wiem jakim sposobem bo do mojego domu prowadzi tylko jedna droga. Może jeszcze poszedł do sklepu gdy przechodziłam? No trudno, wrócę do siebie.
Kiedy maszerowałam chodnikiem, minęła mnie znana mi osoba. Angela. Miała na sobie białą sukienkę. Jak zawsze nosiła długie blond loki. Spojrzała na mnie tymi ogromnymi zielonymi ślepiami.
  • O, no proszę, ktoś wrócił ze świata zmarłych. Witamy w rzeczywistości.- powiedziała to tym swoim wrednym uśmieszkiem.
  • Nie zmieniłaś się, jak byłaś wredna, taka jesteś dalej.- spojrzałam na nią spod byka.
  • Oj, co za spojrzenie! Zaczynam się bać. - cofnęła się o jeden krok i położyła rękę na sercu.
  • I powinnaś – zniżyłam głos.- Nie mam czasu teraz na dyskusje z tobą.
  • Jasne. Widzę, że wracasz od Crissa, co za szkoda że go nie było w domu bo go mijałam. Zostawił cię a może poszedł do innej?
Angela coraz bardziej grała mi na nerwach. Maiłam ochotę ją spalić, aż w ręce poczułam mrowienie. Nie mogłam niestety tego zrobić i podpalić jej tych pięknych loków bo jeszcze by mnie zamknęli. Przeszłam obok niej obojętnie, żeby ukryć złość.
  • Do ZOBACZENIA – usłyszałam jej uradowany głos za sobą.
Był taki piękny dzień, miałam dobry humor, że też potrafiła to wszystko zepsuć jedna osoba.
Jak już byłam przed swoją furtką, w ogrodzie zobaczyłam Crissa, który miał w ręce czerwoną różę. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie. Było niemal podobnie jak wtedy, tylko to ja stałam w ogrodzie a on pod furtką.
  • Hey Criss - uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
  • Cześć, to dla ciebie - podał mi różę.
  • Dziękuję, jest śliczna.
  • Chyba obydwoje pomyśleliśmy w tym samym czasie, żeby się odwiedzić.
  • Chyba tak. Co u ciebie słychać? Jak w szkole? Dawno mnie tam nie było.
  • Nic nowego. Jak zwykle w szkole jakieś przekręty i handel narkotykami.
  • To faktycznie, nic nowego.
Zapadła niezręczna cisza. Nie rozmawiał ze mną tyle czasu więc ciężko mu było rozmawiać. Zmienił się. Wyglądał teraz bardziej dojrzale, był przystojny i wyższy ode mnie o głowę. Gdyby jeszcze przyszedł Ernest i James czułabym się jak jakaś mrówka, którą zaraz by mieli zdeptać ludzie.
  • Może wejdziemy do domu? Co będziemy tak tu stali.
  • Ok. A jest Alex w domu?
Umilkłam na chwile.
  • I tak i nie.
  • Co to znaczy?
  • Jest w domu , ale jest zbyt oszołomiona by z nią rozmawiać.
Spojrzał na mnie zdziwionymi niebieskimi oczami.
  • Co się stało?
Zaczęłam mu opowiadać całą historię, odkąd poszłyśmy pierwszy raz na inny wymiar aż po dzień dzisiejszy. Słuchał z niedowierzaniem. Chciał wezwać psychologa lecz zatrzymałam go bo i tak by nic to nie dało. Weszliśmy do pokoju gdzie siedziała dalej skulona Alex.
  • Nie rób gwałtownych ruchów bo ona się boi, a szczególnie nie podnoś ręki. Pewnie ją bili...
Usiadł spokojnie obok niej. Podniosła głowę, jej wielkie czerwone oczy spojrzały na niego. Zdziwiłam się bo chyba go poznała. Czyżby już wracała do normy.
  • Hey Alex – uśmiechną się – dawno cię nie widziałem.
Rozprostowała nogi, spojrzała na mnie i zaraz na niego.
  • Ewe..la? Criss? - wymamrotała. Z oczu popłynęły jej łzy. - Prze... przepraszam.
  • Za co? - zapytałam.
Znowu spojrzała na mnie tylko teraz ze łzami w oczach. Rozpłakała się. Zrobiło mi się jej strasznie żal. Criss przytulił ją, ja podeszłam bliżej i usiadłam naprzeciwko niej.
  • Alex, nic się nie stało. To nie twoja wina. Prześpij się, poczujesz się lepiej.
  • Nie, chce zobaczyć Jamesa.
  • To ja go zawołam. - wstałam i wyszłam z pokoju.
Weszłam do salonu gdzie nadal siedział James z Ernestem przed telewizorem.
  • James, Alex oprzytomniała, chce cię widzieć.
Zerwali się obydwaj, i szybkim krokiem ruszyli w stronę pokoju.
  • POWOLI! Ona nadal się jeszcze trochę boi. - ale oni nadal szli pospiesznie, lecz otworzyli delikatnie drzwi.
  • Alex, jak się czujesz?- zapytał spokojnie James.
Na widok Ernesta, skuliła się od razu. Chyba go nie poznała, w końcu ona prawie w ogóle go nie widziała w tym zatłoczonym samochodzie.
  • Weź wyjdź. - powiedziałam do Ernesta.
  • Czemu?
  • Ona cię nie pamięta, i się ciebie boi, nie widzisz?
  • Cisza! - Podniósł głos James.
Ernest wyszedł z opuszczoną głową.
  • Już w porządku Alex? Co się stało?
  • Wróciliście po mnie. - uśmiechnęła się.
  • Tak, już jesteś bezpieczna.
  • Kto to? - wychyliła się i spojrzała na drzwi.
  • To był Ernest, twój brat – oznajmił spokojnym głosem.
  • Jak to? To ja mam brata? - zdziwiła się i spojrzała na mnie. - Ewela czemu mi nic nie mówiłaś?
  • Bo sama nie wiedziałam, dopiero jak ciebie porwali to się dowiedziałam- wyjaśniłam.
  • A... Jestem zmęczona.
  • Połóż się, może później porozmawiamy- uśmiechnęłam się.
James i Criss wstali i pożegnali ją wyszli z pokoju.
Ja zostałam jeszcze chwilę i popatrzyłam na nią ze współczuciem.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 13


Nadszedł ranek. Spojrzałam w dół, Ernesta już nie było w pokoju. Szybko zeszłam po drabinkach i wzięłam ciuchy z szafki. Była to bluzka na ramiączkach w biało czarne paski i jeansowe spodenki. W kuchni siedział Ernest z Jamesem, rozmawiali.
Hey, co tam?- zapytałam.
James mnie zna – odparł Ernest.
Spojrzałam się na Jamesa ze zdziwieniem.
Skąd się znacie?
Gdy byliście mali, pomagałem waszym rodzicom.- odpowiedział spokojnym głosem James.
NASZYM rodzicom? Znowu o czymś nie wiedziałam.
Chyba nie masz na myśli że...
Tak Ewela, jestem twoim bratem – Ernest spojrzał mi prosto w oczy. - Nawet jesteśmy do siebie podobni.
Znieruchomiałam. Nie pamiętałam nic z dzieciństwa, myślałam, że mam tylko siostrę. James się nami opiekował? Więc kim on jest dla nas? Niańką?
Czemu nic mi nie powiedziałeś James? - prawie krzyknęłam.
Nie chciałem cię martwić, myślałem, że Ernest zginą.
Dlaczego? Dlaczego mnie i Alex przysłano na ten świat a Ernesta już nie? Może miał być żołnierzem i bronić swojego kraju? Nie rozumiem...
Idę się przebrać.- powiedziałam opanowanym głosem, i poszłam do łazienki.
Miałam mnóstwo pytań do brata, muszę z nim porozmawiać, ale nie w obecności Jamesa.
Znowu zaczęły mnie nękać myśli o Alex, co się z nią dzieje, gdzie teraz przebywa. Chyba wrócę do tamtego świata i z nią porozmawiam.
Nagle usłyszałam zamykające się drzwi od głównego wejścia do domu.
Gdy już się przebrałam, wyszłam z łazienki, przy stoliku w kuchni siedział tylko Ernest, miałam okazję by się o wszystko go zapytać.
O czym rozmawiałeś z Jamesem?
Wypytywał się o moją przeszłość, sam się zdziwiłem ze mnie zna. Szczerze mówiąc, zacząłem sobie go przypominać.
Ile miałeś lat gdy po raz pierwszy go zobaczyłeś?
Zamyślił się przez chwilę.
4 ty z Alex miałyście po 2 lata.
Rozumiem, odwiedzał nas często?
Nie za bardzo pamiętam, ale raczej jakoś raz na tydzień był u nas.
Hymm, ciekawe skąd on zna naszych rodziców.
Milczenie, oboje nie wiedzieliśmy, w końcu James jest CHYBA człowiekiem.
Czemu się jego o to nie zapytamy? - zapytał.
A ty myślisz ze nam odpowie? Tyle razy pytałam się go o moją przeszłość a ten nic tylko :” dowiesz się w swoim czasie”.
No to sobie jeszcze poczekasz- zaśmiał się Ernest.
Ha ha ha... śmieszne.
Sorry, nie mogłem się powstrzymać.
Dobra, żarty żartami, trzeba znaleźć naszą siostrę, a tak w ogóle, gdzie poszedł James?
Do sklepu po zakupy, zaraz wróci.
Siedzieliśmy przy kuchennym stoliku jeszcze z jakieś 10 min. W końcu wrócił. Wstałam, kierowałam się w stronę wyjścia.
Idę szukać Alex.- powiedziałam stanowczo.
Sama? - zapytał
Ernest idziesz ze mną?
Mogę iść.
Zabiją was, chyba że pójdę z wami. Ewela jak tak bardzo chcesz iść to weź broń.
Zdziwiłam się gdy powiedział „ pójdę z wami”.
Dobra. - wróciłam się po broń. James zeszedł do swojej „sali treningowej” po miecz.
Wyszliśmy z domu, kierowaliśmy się na cmentarz.
Gdy już teleportowaliśmy się na drugą stronę, ja jak zwykle z Ernestem upadliśmy na ziemie, lecz James spokojnie stał na nogach. Obolała powoli wstawałam z ziemi.
Jak ty to zrobiłeś? - zapytałam strzepując trawę z ubrań.
Lata praktyki – uśmiechną się.
Wyszliśmy z cmentarza. Wyglądaliśmy jak w jakimś filmie, James miał na sobie długi czarny płacz, wyglądał jak z Matrixa.
Zza rogu wyskoczył policjant. Chwyciłam za trzon od miecza lecz James już zdążył go pociachać.
To się nazywa szybkość – powiedziałam wpatrując się w niego jak na przybysza z innej planety.
Też tak będziesz umieć, jak się nie będziesz obijać- popatrzył na mnie z poważną miną.
Szliśmy dalej. James szedł zdecydowanym krokiem, jakby znał cały plan miasta ( pewnie zna). Doszliśmy do budynku ogrodzonym drutem kolczastym, przypominało trochę getto. Przy wysokiej bramie stał strażnik. James podszedł do niego.
Sprowadzaliście tu nowych? - zapytał ostrym głosem.
Nie interesuj się – odpowiedział strażnik.
James był o wiele wyższy od strażnika więc chwycił go za mundur i podniósł do góry. W drugiej ręce trzymał miecz
Sprowadzaliście czy nie?! - zapytał jeszcze bardziej stanowczo.
Tak, są w budynku numer 23.- przerażony pies szybko odpowiedział.
No, i tak trzeba było odpowiadać.- odstawił go na ziemię.
Weszliśmy na teren „getta”. Z okien budynków było słychać rozpaczliwe krzyki. W oddali zobaczyłam „koty”, skute kajdankami w podartych ciuchach. Szli skuleni i brudni pod nadzorami strażników. Całe to otoczenie wyglądało mi na obozy koncentracyjne. Szłam przerażona obok Ernesta, który miał poważną minę, jakby to wszystko dobrze znał. Może faktycznie kiedyś tu był.
Zobaczyłam budynek 23. James podszedł do strażnika stojącego obok drzwi.
Czy w tym budynku jest Alexandra Darkey?
Jak się tu dostaliście?- zapytał strażnik. James wyciągnął miecz i przystawił mu do gardła.
Jest czy jej tu nie ma?- powiedział to zniżonym tonem.
T..tak – przytakną.
Weszliśmy do środka. Przed nami ciągnął się długi wąski korytarz, po bokach były drzwi. Domyślałam się, że to cele. James wywarzał po kolei wszystkie drzwi uwalniając więźniów. W ostatniej celi siedziała w kącie skulona i wystraszona Alex. Podbiegliśmy do niej i wyprowadziliśmy na dwór. Nie odzywała się ani słowem, w jej oczach ciągle było widać strach.
Zza rogu wyskoczyło 5 strażników z bronią palną. James wyciągnął Mugena i pobiegną w ich stronę. Ja z Alex i Ernestem schowaliśmy się za budynek. Wychyliłam się żeby zobaczyć całą akcję. James bez trudu unikał pociski, i chronił się mieczem. Dwóch strażników już leżało bez głowy. James zrobił salto w powietrzu i znalazł się za strażnikami. Jednemu z nich wbił w plecy miecz, po chwili dwaj pozostali stracili dłonie, żeby nie strzelali. Dookoła było pełno krwi. Dobrze że Alex siedziała skulona i tego nie oglądała. Jeden ze strażników błagał o litość lecz James go nie słuchał, poniósł z ziemi jeden z pistoletów i strzelił mu w głowę. Odwrócił się w stronę ostatniego strażnika.
Ile jeszcze czasu zamierzacie mordować tych niewinnych ludzi?- Zapytał James.
Nie twoja sprawa, nie twoja wojna.
Nie chcesz gadać, ok. - Przystawił mu pistolet do głowy. - A teraz?
Nie twoja sprawa! - krzykną strażnik. James zastrzelił go.
Powoli podniosłam Alex z ziemi, i wyszliśmy zza budynku.
James, jesteś hardcorem.- pochwaliłam go.
To nic wielkiego.
Taa... jasne. Chodźmy stąd jak najszybciej.- stwierdziłam, i kierowaliśmy się w kierunku wyjścia.
Gdy już dotarliśmy do domu, Alex nadal nic nie mówiła. Aż płakać mi się chciało na myśl jak oni ją torturowali. James zaprowadził ją do kuchni i posadził na krześle.
  • Alex, jesteś tam? Słyszysz mnie? - Nie odpowiadała, patrzyła się ogromnymi przerażonymi oczami.
James wstał i odwrócił się do mnie.
  • Musimy dać jej odpocząć, jest w szoku. Musi dojść do siebie.
  • Ile to będzie trwało?
  • Z jeden dzień... może dwa.
  • O mój boże... - westchnęłam i pomyślałam, ile tam „kotów” musi jeszcze cierpieć...