poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 13


Nadszedł ranek. Spojrzałam w dół, Ernesta już nie było w pokoju. Szybko zeszłam po drabinkach i wzięłam ciuchy z szafki. Była to bluzka na ramiączkach w biało czarne paski i jeansowe spodenki. W kuchni siedział Ernest z Jamesem, rozmawiali.
Hey, co tam?- zapytałam.
James mnie zna – odparł Ernest.
Spojrzałam się na Jamesa ze zdziwieniem.
Skąd się znacie?
Gdy byliście mali, pomagałem waszym rodzicom.- odpowiedział spokojnym głosem James.
NASZYM rodzicom? Znowu o czymś nie wiedziałam.
Chyba nie masz na myśli że...
Tak Ewela, jestem twoim bratem – Ernest spojrzał mi prosto w oczy. - Nawet jesteśmy do siebie podobni.
Znieruchomiałam. Nie pamiętałam nic z dzieciństwa, myślałam, że mam tylko siostrę. James się nami opiekował? Więc kim on jest dla nas? Niańką?
Czemu nic mi nie powiedziałeś James? - prawie krzyknęłam.
Nie chciałem cię martwić, myślałem, że Ernest zginą.
Dlaczego? Dlaczego mnie i Alex przysłano na ten świat a Ernesta już nie? Może miał być żołnierzem i bronić swojego kraju? Nie rozumiem...
Idę się przebrać.- powiedziałam opanowanym głosem, i poszłam do łazienki.
Miałam mnóstwo pytań do brata, muszę z nim porozmawiać, ale nie w obecności Jamesa.
Znowu zaczęły mnie nękać myśli o Alex, co się z nią dzieje, gdzie teraz przebywa. Chyba wrócę do tamtego świata i z nią porozmawiam.
Nagle usłyszałam zamykające się drzwi od głównego wejścia do domu.
Gdy już się przebrałam, wyszłam z łazienki, przy stoliku w kuchni siedział tylko Ernest, miałam okazję by się o wszystko go zapytać.
O czym rozmawiałeś z Jamesem?
Wypytywał się o moją przeszłość, sam się zdziwiłem ze mnie zna. Szczerze mówiąc, zacząłem sobie go przypominać.
Ile miałeś lat gdy po raz pierwszy go zobaczyłeś?
Zamyślił się przez chwilę.
4 ty z Alex miałyście po 2 lata.
Rozumiem, odwiedzał nas często?
Nie za bardzo pamiętam, ale raczej jakoś raz na tydzień był u nas.
Hymm, ciekawe skąd on zna naszych rodziców.
Milczenie, oboje nie wiedzieliśmy, w końcu James jest CHYBA człowiekiem.
Czemu się jego o to nie zapytamy? - zapytał.
A ty myślisz ze nam odpowie? Tyle razy pytałam się go o moją przeszłość a ten nic tylko :” dowiesz się w swoim czasie”.
No to sobie jeszcze poczekasz- zaśmiał się Ernest.
Ha ha ha... śmieszne.
Sorry, nie mogłem się powstrzymać.
Dobra, żarty żartami, trzeba znaleźć naszą siostrę, a tak w ogóle, gdzie poszedł James?
Do sklepu po zakupy, zaraz wróci.
Siedzieliśmy przy kuchennym stoliku jeszcze z jakieś 10 min. W końcu wrócił. Wstałam, kierowałam się w stronę wyjścia.
Idę szukać Alex.- powiedziałam stanowczo.
Sama? - zapytał
Ernest idziesz ze mną?
Mogę iść.
Zabiją was, chyba że pójdę z wami. Ewela jak tak bardzo chcesz iść to weź broń.
Zdziwiłam się gdy powiedział „ pójdę z wami”.
Dobra. - wróciłam się po broń. James zeszedł do swojej „sali treningowej” po miecz.
Wyszliśmy z domu, kierowaliśmy się na cmentarz.
Gdy już teleportowaliśmy się na drugą stronę, ja jak zwykle z Ernestem upadliśmy na ziemie, lecz James spokojnie stał na nogach. Obolała powoli wstawałam z ziemi.
Jak ty to zrobiłeś? - zapytałam strzepując trawę z ubrań.
Lata praktyki – uśmiechną się.
Wyszliśmy z cmentarza. Wyglądaliśmy jak w jakimś filmie, James miał na sobie długi czarny płacz, wyglądał jak z Matrixa.
Zza rogu wyskoczył policjant. Chwyciłam za trzon od miecza lecz James już zdążył go pociachać.
To się nazywa szybkość – powiedziałam wpatrując się w niego jak na przybysza z innej planety.
Też tak będziesz umieć, jak się nie będziesz obijać- popatrzył na mnie z poważną miną.
Szliśmy dalej. James szedł zdecydowanym krokiem, jakby znał cały plan miasta ( pewnie zna). Doszliśmy do budynku ogrodzonym drutem kolczastym, przypominało trochę getto. Przy wysokiej bramie stał strażnik. James podszedł do niego.
Sprowadzaliście tu nowych? - zapytał ostrym głosem.
Nie interesuj się – odpowiedział strażnik.
James był o wiele wyższy od strażnika więc chwycił go za mundur i podniósł do góry. W drugiej ręce trzymał miecz
Sprowadzaliście czy nie?! - zapytał jeszcze bardziej stanowczo.
Tak, są w budynku numer 23.- przerażony pies szybko odpowiedział.
No, i tak trzeba było odpowiadać.- odstawił go na ziemię.
Weszliśmy na teren „getta”. Z okien budynków było słychać rozpaczliwe krzyki. W oddali zobaczyłam „koty”, skute kajdankami w podartych ciuchach. Szli skuleni i brudni pod nadzorami strażników. Całe to otoczenie wyglądało mi na obozy koncentracyjne. Szłam przerażona obok Ernesta, który miał poważną minę, jakby to wszystko dobrze znał. Może faktycznie kiedyś tu był.
Zobaczyłam budynek 23. James podszedł do strażnika stojącego obok drzwi.
Czy w tym budynku jest Alexandra Darkey?
Jak się tu dostaliście?- zapytał strażnik. James wyciągnął miecz i przystawił mu do gardła.
Jest czy jej tu nie ma?- powiedział to zniżonym tonem.
T..tak – przytakną.
Weszliśmy do środka. Przed nami ciągnął się długi wąski korytarz, po bokach były drzwi. Domyślałam się, że to cele. James wywarzał po kolei wszystkie drzwi uwalniając więźniów. W ostatniej celi siedziała w kącie skulona i wystraszona Alex. Podbiegliśmy do niej i wyprowadziliśmy na dwór. Nie odzywała się ani słowem, w jej oczach ciągle było widać strach.
Zza rogu wyskoczyło 5 strażników z bronią palną. James wyciągnął Mugena i pobiegną w ich stronę. Ja z Alex i Ernestem schowaliśmy się za budynek. Wychyliłam się żeby zobaczyć całą akcję. James bez trudu unikał pociski, i chronił się mieczem. Dwóch strażników już leżało bez głowy. James zrobił salto w powietrzu i znalazł się za strażnikami. Jednemu z nich wbił w plecy miecz, po chwili dwaj pozostali stracili dłonie, żeby nie strzelali. Dookoła było pełno krwi. Dobrze że Alex siedziała skulona i tego nie oglądała. Jeden ze strażników błagał o litość lecz James go nie słuchał, poniósł z ziemi jeden z pistoletów i strzelił mu w głowę. Odwrócił się w stronę ostatniego strażnika.
Ile jeszcze czasu zamierzacie mordować tych niewinnych ludzi?- Zapytał James.
Nie twoja sprawa, nie twoja wojna.
Nie chcesz gadać, ok. - Przystawił mu pistolet do głowy. - A teraz?
Nie twoja sprawa! - krzykną strażnik. James zastrzelił go.
Powoli podniosłam Alex z ziemi, i wyszliśmy zza budynku.
James, jesteś hardcorem.- pochwaliłam go.
To nic wielkiego.
Taa... jasne. Chodźmy stąd jak najszybciej.- stwierdziłam, i kierowaliśmy się w kierunku wyjścia.
Gdy już dotarliśmy do domu, Alex nadal nic nie mówiła. Aż płakać mi się chciało na myśl jak oni ją torturowali. James zaprowadził ją do kuchni i posadził na krześle.
  • Alex, jesteś tam? Słyszysz mnie? - Nie odpowiadała, patrzyła się ogromnymi przerażonymi oczami.
James wstał i odwrócił się do mnie.
  • Musimy dać jej odpocząć, jest w szoku. Musi dojść do siebie.
  • Ile to będzie trwało?
  • Z jeden dzień... może dwa.
  • O mój boże... - westchnęłam i pomyślałam, ile tam „kotów” musi jeszcze cierpieć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz