Nadszedł
ranek. Spojrzałam w dół, Ernesta już nie było w pokoju.
Szybko zeszłam po drabinkach i wzięłam ciuchy z szafki. Była to
bluzka na ramiączkach w biało czarne paski i jeansowe spodenki. W
kuchni siedział Ernest z Jamesem, rozmawiali.
– Hey,
co tam?- zapytałam.
– James
mnie zna – odparł Ernest.
Spojrzałam się na Jamesa ze
zdziwieniem.
– Skąd
się znacie?
– Gdy
byliście mali, pomagałem waszym rodzicom.- odpowiedział spokojnym
głosem James.
NASZYM rodzicom? Znowu o czymś nie
wiedziałam.
– Chyba
nie masz na myśli że...
– Tak
Ewela, jestem twoim bratem – Ernest spojrzał mi prosto w oczy. -
Nawet jesteśmy do siebie podobni.
Znieruchomiałam. Nie pamiętałam nic
z dzieciństwa, myślałam, że mam tylko siostrę. James się nami
opiekował? Więc kim on jest dla nas? Niańką?
– Czemu
nic mi nie powiedziałeś James? - prawie krzyknęłam.
– Nie
chciałem cię martwić, myślałem, że Ernest zginą.
Dlaczego? Dlaczego mnie i Alex
przysłano na ten świat a Ernesta już nie? Może miał być
żołnierzem i bronić swojego kraju? Nie rozumiem...
– Idę
się przebrać.- powiedziałam opanowanym głosem, i poszłam do
łazienki.
Miałam mnóstwo pytań do brata,
muszę z nim porozmawiać, ale nie w obecności Jamesa.
Znowu zaczęły mnie nękać myśli o
Alex, co się z nią dzieje, gdzie teraz przebywa. Chyba wrócę
do tamtego świata i z nią porozmawiam.
Nagle usłyszałam zamykające się
drzwi od głównego wejścia do domu.
Gdy już się przebrałam, wyszłam z
łazienki, przy stoliku w kuchni siedział tylko Ernest, miałam
okazję by się o wszystko go zapytać.
– O
czym rozmawiałeś z Jamesem?
– Wypytywał
się o moją przeszłość, sam się zdziwiłem ze mnie zna. Szczerze
mówiąc, zacząłem sobie go przypominać.
– Ile
miałeś lat gdy po raz pierwszy go zobaczyłeś?
Zamyślił się przez chwilę.
– 4
ty z Alex miałyście po 2 lata.
– Rozumiem,
odwiedzał nas często?
– Nie
za bardzo pamiętam, ale raczej jakoś raz na tydzień był u nas.
– Hymm,
ciekawe skąd on zna naszych rodziców.
Milczenie, oboje nie wiedzieliśmy, w
końcu James jest CHYBA człowiekiem.
– Czemu
się jego o to nie zapytamy? - zapytał.
– A
ty myślisz ze nam odpowie? Tyle razy pytałam się go o moją
przeszłość a ten nic tylko :” dowiesz się w swoim czasie”.
– No
to sobie jeszcze poczekasz- zaśmiał się Ernest.
– Ha
ha ha... śmieszne.
– Sorry,
nie mogłem się powstrzymać.
– Dobra,
żarty żartami, trzeba znaleźć naszą siostrę, a tak w ogóle,
gdzie poszedł James?
– Do
sklepu po zakupy, zaraz wróci.
Siedzieliśmy przy kuchennym stoliku
jeszcze z jakieś 10 min. W końcu wrócił. Wstałam,
kierowałam się w stronę wyjścia.
– Idę
szukać Alex.- powiedziałam stanowczo.
– Sama?
- zapytał
– Ernest
idziesz ze mną?
– Mogę
iść.
– Zabiją
was, chyba że pójdę z wami. Ewela jak tak bardzo chcesz iść
to weź broń.
Zdziwiłam się gdy powiedział „
pójdę z wami”.
– Dobra.
- wróciłam się po broń. James zeszedł do swojej „sali
treningowej” po miecz.
Wyszliśmy z domu, kierowaliśmy się
na cmentarz.
Gdy już teleportowaliśmy się na
drugą stronę, ja jak zwykle z Ernestem upadliśmy na ziemie, lecz
James spokojnie stał na nogach. Obolała powoli wstawałam z ziemi.
– Jak
ty to zrobiłeś? - zapytałam strzepując trawę z ubrań.
– Lata
praktyki – uśmiechną się.
Wyszliśmy z cmentarza. Wyglądaliśmy
jak w jakimś filmie, James miał na sobie długi czarny płacz,
wyglądał jak z Matrixa.
Zza rogu wyskoczył policjant.
Chwyciłam za trzon od miecza lecz James już zdążył go pociachać.
– To
się nazywa szybkość – powiedziałam wpatrując się w niego jak
na przybysza z innej planety.
– Też
tak będziesz umieć, jak się nie będziesz obijać- popatrzył na
mnie z poważną miną.
Szliśmy dalej. James szedł
zdecydowanym krokiem, jakby znał cały plan miasta ( pewnie zna).
Doszliśmy do budynku ogrodzonym drutem kolczastym, przypominało
trochę getto. Przy wysokiej bramie stał strażnik. James podszedł
do niego.
– Sprowadzaliście
tu nowych? - zapytał ostrym głosem.
– Nie
interesuj się – odpowiedział strażnik.
James był o wiele wyższy od strażnika
więc chwycił go za mundur i podniósł do góry. W
drugiej ręce trzymał miecz
– Sprowadzaliście
czy nie?! - zapytał jeszcze bardziej stanowczo.
– Tak,
są w budynku numer 23.- przerażony pies szybko odpowiedział.
– No,
i tak trzeba było odpowiadać.- odstawił go na ziemię.
Weszliśmy na teren „getta”. Z
okien budynków było słychać rozpaczliwe krzyki. W oddali
zobaczyłam „koty”, skute kajdankami w podartych ciuchach. Szli
skuleni i brudni pod nadzorami strażników. Całe to otoczenie
wyglądało mi na obozy koncentracyjne. Szłam przerażona obok
Ernesta, który miał poważną minę, jakby to wszystko dobrze
znał. Może faktycznie kiedyś tu był.
Zobaczyłam budynek 23. James podszedł
do strażnika stojącego obok drzwi.
– Czy
w tym budynku jest Alexandra Darkey?
– Jak
się tu dostaliście?- zapytał strażnik. James wyciągnął miecz i
przystawił mu do gardła.
– Jest
czy jej tu nie ma?- powiedział to zniżonym tonem.
– T..tak
– przytakną.
Weszliśmy do środka. Przed nami
ciągnął się długi wąski korytarz, po bokach były drzwi.
Domyślałam się, że to cele. James wywarzał po kolei wszystkie
drzwi uwalniając więźniów. W ostatniej celi siedziała w
kącie skulona i wystraszona Alex. Podbiegliśmy do niej i
wyprowadziliśmy na dwór. Nie odzywała się ani słowem, w
jej oczach ciągle było widać strach.
Zza rogu wyskoczyło 5 strażników
z bronią palną. James wyciągnął Mugena i pobiegną w ich stronę.
Ja z Alex i Ernestem schowaliśmy się za budynek. Wychyliłam się
żeby zobaczyć całą akcję. James bez trudu unikał pociski, i
chronił się mieczem. Dwóch strażników już leżało
bez głowy. James zrobił salto w powietrzu i znalazł się za
strażnikami. Jednemu z nich wbił w plecy miecz, po chwili dwaj
pozostali stracili dłonie, żeby nie strzelali. Dookoła było pełno
krwi. Dobrze że Alex siedziała skulona i tego nie oglądała. Jeden
ze strażników błagał o litość lecz James go nie słuchał,
poniósł z ziemi jeden z pistoletów i strzelił mu w
głowę. Odwrócił się w stronę ostatniego strażnika.
– Ile
jeszcze czasu zamierzacie mordować tych niewinnych ludzi?- Zapytał
James.
– Nie
twoja sprawa, nie twoja wojna.
– Nie
chcesz gadać, ok. - Przystawił mu pistolet do głowy. - A teraz?
– Nie
twoja sprawa! - krzykną strażnik. James zastrzelił go.
Powoli podniosłam Alex z ziemi, i
wyszliśmy zza budynku.
– James,
jesteś hardcorem.- pochwaliłam go.
– To
nic wielkiego.
– Taa...
jasne. Chodźmy stąd jak najszybciej.- stwierdziłam, i kierowaliśmy
się w kierunku wyjścia.
Gdy już dotarliśmy do domu, Alex
nadal nic nie mówiła. Aż płakać mi się chciało na myśl
jak oni ją torturowali. James zaprowadził ją do kuchni i posadził
na krześle.
- Alex, jesteś tam? Słyszysz mnie? - Nie odpowiadała, patrzyła się ogromnymi przerażonymi oczami.
James wstał i odwrócił się do
mnie.
- Musimy dać jej odpocząć, jest w szoku. Musi dojść do siebie.
- Ile to będzie trwało?
- Z jeden dzień... może dwa.
- O mój boże... - westchnęłam i pomyślałam, ile tam „kotów” musi jeszcze cierpieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz