- Co ... co to za miejsce?- zapytała Alex.
- Nie mam pojęcia, ale... boli mnie głowa, jakoś tak... znajomo – złapałam się za głowę - to taki inny ból lecz jak bym już kiedyś taki miała... Ty też tak masz teraz?
- Tak – złapała się za głowę, i usiłowała wstać – bolała mnie kiedyś tak samo, ale nie mogę sobie przypomnieć kiedy...
Wstałam z ziemi, zrobiłam krok do
przodu lecz po chwili odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam
ten sam krzyż co na cmentarzu w normalnym świecie, lecz róże
były czerwone a kryształ niebieski.
Poszłyśmy przed siebie, dookoła nas
pojawiła się gęsta mgła lecz nie stawałyśmy nawet na chwilę.
Przekroczyłyśmy ogromną bramę cmentarza. Ukazały mi się przed
oczami zniszczone budynki, domy z powybijanymi szybami i zabitymi
deskami drzwiami. Było tam pełno ludzi- psów tej samej rasy
co Angela. Zza rogu wyjechał samochód z „przyczepą” w
której było pełno więźniów, ( tak mi się
przynajmniej wydawało, że to więźniowie). Gdy weszłyśmy w głąb
miasta, „psy” zaczęły się na nas krzywo patrzeć, i ze
szyderczymi uśmiechami szeptały „ocalałe”. Nie miałam pojęcia
o co chodzi i byłam przerażona całą tą sytuacją.
- Ewela... co tu się dzieje? Nie zręcznie się czuje...- i przytuliła mi się do ramienia Alex.
- Nie wiem, ale coś czuje, że w tym wymiarze nie spotka nas tu nic dobrego.
Słyszałam za nami jakieś kroki, więc
przyśpieszyłyśmy.
- Czarno - czerwone włosy? To muszą być córki Arthura i Ginewrii. ZABRAĆ JE!
Rzuciła się na nas cała banda tej
dziwnej rasy. Skrępowali nam ręce sznurem i zaprowadzili do
przyczepy z więźniami. Ku mojemu zdziwieniu było tam pełno ludzi
z kocimi uszami.
- Heh, chyba zgarnęli już ostatnich ocalałych, nasza rasa wyginie....- powiedział chłopak który siedział na samym końcu w rogu.
- Co tutaj się dzieje?- zapytałam podniesionym głosem.
- Widzę, że nie jesteście stąd, zadbane ciuchy i nieświadome co się dzieje, po co tu przyszłyście?- zapytał.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Ok powiem ci, trwa wojna jakbyś nie zauważyła, między psami a kotami. Rasa psów już prawie, że wygrała, zgarniają ostatnich którzy przetrwali, pewnie i tak nas zabiją...
Wojna? Przypomniał mi się obraz z
dzieciństwa gdy ojciec Angeli zakazał jej się z nami bawić.
Dlatego unikał nas przez te wszystkie lata.
- Gdzie oni nas zawożą?- spytała Alex.
- Pewnie do jakiegoś wiezienia, albo do jakiegoś Auszwic czy coś w tym stylu. - powiedział.
- Nie możemy tak po prostu dać się zabić, musimy uciec... - stwierdziłam i próbowałam rozwiązać sobie ręce.
- I co zrobisz? Nas jest tylko garstka a ich cała armia.
- Nie bój się o to, coś się wymyśli, jak na razie musimy stąd uciec. - wstałam i zapaliłam swoje dłonie żeby sznurek się spalił.
Wszyscy spojrzeli na mnie z
niedowierzaniem, lecz nie odzywając się, zaczęłam wszystkim
uwalniać ręce. Po 5 minutach stopiłam kłódkę, która
trzymała drzwi. Po chwili, otworzyły się one na oścież, zaczęłam
się zastanawiać czy wszyscy dadzą rade wyskoczyć z jadącego ok.
60 km/h wozu.
- Wyskakujemy , szybko! - krzyknęłam.
Alex wyskoczyła pierwsza, przewróciła
się na ulicy ale po chwili wstała i pomachała gestem, że wszystko
jest w porządku. Wszyscy zaczęli wyskakiwać naraz, zostałam tylko
ja i ten chłopak. W końcu zobaczyłam jak dokładnie wygląda. Był
szczupły i wyższy ode mnie o głowę. Miał czarne włosy z
czerwonymi końcówkami i czerwone oczy co najbardziej mnie
zdziwiło.
- Skacz pierwszy. - powiedziałam.
- Nie, damy mają pierwszeństwo.
- Damy, nie damy, nie każdemu damy co za różnica, ja chce skoczyć na końcu.
Uśmiechną się. Nagle samochód
się zatrzymał a przed drzwiami ukazali się „psi policjanci”.
Jeden z nich szarpną nas za ubrania i przyciągną do siebie.
- GDZIE RESZTA?! - krzykną mi prosto do ucha.
- Bo ja to wiem – kpiąco odpowiedział chłopak. Policjant rzucił nim o ziemie, wyciągnął pistolet i przystawił mu do głowy.
- Taki jesteś dowcipniś?
- Zostaw go – powiedział ten drugi.- Idziecie z nami – dał znak temu drugiemu żeby nas związał . Szliśmy przez ulice do ogromnego budynku wyglądającego jak więzienie. Otworzył drzwi, zobaczyłam plac , gdzie było pełno ludzi naszej rasy w potarganych ubraniach, pracowali. Szliśmy koło tych wszystkich „kotów” do budynku stojącego po prawej stronie placu. Gdy otworzył drzwi zobaczyłam strome schody, popchną nas tak, że przewróciłam się i leciałam w „przepaść” . Gdy już spadłam na sam dół zobaczyłam przed sobą kopalnie, na ścianach paliły się pochodnie.
- Musimy się jakoś wydostać.- stwierdziłam.
- No teraz to już nie mam pojęcia jak ty chcesz uciec, na pewno nie drzwiami – powiedział kpiącym głosem.
- Drzwiami czy nie drzwiami , nie ważne, trzeba stąd wyjść.
- Może chodźmy wzdłuż korytarza. - wyciągną rękę wskazując drogę przed nami.
- No dobra... Tak w ogóle, skąd jesteś i jak masz na imię?
- Urodziłem się już tutaj, mam na imię Ernest a ty?
- Mów mi Ewela.
- Hymm moja zaginiona siostra tak miała na imię. - spojrzał na mnie i przyjrzał mi się dokładnie.- mamy nawet podobne włosy i oczy.
Zamurowało mnie, czyżbym o czymś nie
wiedziała? Czy James ZNOWU mi czegoś nie powiedział o mojej
przeszłości?
- Ile maiłeś sióstr?
- Dwie, ale to było tak dawno, że już nie pamiętam jak ta druga miała na imię.
- Może Alex?
- Być może, nie pamiętam...
Sory że znowu komentuje ale nie mogę wytrzymać XD
OdpowiedzUsuńCo to za facet?!O.o
Dowiesz się XD komentuj komentuj, ja tylko na to czekam ^_^.
OdpowiedzUsuń