piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 20

Całe pomieszczenie było zdewastowane, wszystko w krwi, spojrzałam w prawo i... do ściany był dosłownie przykuty gwoździami mężczyzna, miał kocie uszy więc to jeden z nas. Podeszłam bliżej, niestety był już martwy. Jego twarz była sina, zakrwawiona i opuchnięta, został mocno pobity. Coś przykuło moją uwagę na podłodze. Była to kartka. Podniosłam ją, Alex spoglądała mi przez ramie.

- " Ocaleni, wkrótce wszystkich was zabijemy, szykujcie się na wojnę ~ Psy" - przeczytała siostra po czym skuliła się i zaczęła płakać. - Zginiemy, wszyscy zginiemy. - wykrztusiła przez łzy.

- Jak możesz tak myśleć! - potrząsnęłam ją za ramie i pomogłam wstać. - Ciekawe gdzie reszta...- powiedziałam zastanawiając się gdzie teraz pójść. Podeszłam do "wisielca" i przeszukałam jego kieszenie, o dziwo znalazłam telefon. Otworzyłam listę kontaktów jako pierwszą zobaczyłam imię Edisu.

- Alex, mówi ci coś imię Edisu? - spojrzałam na nią. Skinęła mi głową, bez wahania zadzwoniłam. Usłyszałam sygnał po chwili odezwał się kobiecy głos.

- JOSH?! PRZEŻYŁEŚ? - krzyknęła.

- Emm... niestety wasz kolega nie żyje. Jestem Ewela, przyszłam z Alex do waszej kryjówki, chciałam z wami porozmawiać. - nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji. Kobieta umilkła przez chwile. Odsunęła się od słuchawki.

- Królowa dzwoni! Chodźcie tu szybko! - ledwo usłyszałam te słowa w słuchawce. Nie sądziłam że wiedzą kim jestem.

- Wasza wysokość!...

- Wystarczy Ewela - przerwałam jej.- Powiedzcie mi gdzie jesteście?

- Uciekliśmy do lasu w Aquaer. - odpowiedziała już spokojniej.

Aquaer?! To tak daleko. Trudno trzeba będzie tam pojechać, tylko jak? Wszędzie jest niebezpiecznie... James, on coś na to poradzi.

- Za niedługo tam będziemy. - rozłączyłam się.

- Wracamy do domu, musimy się jakoś przedostać do Aquaer.

- Co?! Aż tam? - zapytała zaskoczona siostra.

- No niestety.

Pobiegłyśmy do domu, wziełam telefon zmarłego ze sobą.

***

Wpadłyśmy do domu zmęczone. Szybko poszłam do Jamesa.

- Wiesz jak szybko dostać się do Aquaer? - zapytałam stanowczo.

- Co? A po co aż tam?

- Ocaleni tam są - oznajmiłam. James spojrzał się na mnie pytająco, nie wiedząc o co chodzi.

Opowiedziałam mu pokrótce co zobaczyłyśmy w lesie. Był zaskoczony ale widać było, że coś kombinuje. Szybko poszedł do swojego pokoju, z szafki wyjął jakąś grubą książkę. Kartkował ją jak by szukał konkretnej strony.

- Co robisz? - Zapytałam.

- Szukam zaklęcia na teleportacje.

Nie specjalnie mnie to zaskoczyło. Jestem już 100% pewna, że on jest czarodziejem. Rozglądałam się po pokoju i zastanawiałam sie czy czasem nie zebrać całej naszej "ekipy" i czy nie wziąść broni? Wyszłam z pokoju. W kuchni zauwarzyłam Ernesta i Alex, siedzieli przy stoliku.

- Słuchajcie- zaczęłam. - Idziemy wszyscy do Aquaer, weździe ze sobą broń. - Wstali i szybko poszliśmy do szafki z bronią. Każdy wziął swoją i przy okazji wzięliśmy jeszcze Mugena dla Jamesa. Poszliśmy do jego pokoju.

- Ok znalazłem, musimy się złapać za ręce. - Zrobiliśmy to co nam kazał. Wypowiedział jakieś zaklęcie, chyba było po łacinie i przenieśliśmy się w białą przestrzeń tak samo jak przy teleportacji na cmentarzu. Po chwili wszyscy wylądowaliśmy w... wodzie, no prawie wszyscy. James zadowolony stał na brzegu i śmiał się z nas. Nam nie było do śmiechu, było zimno, a kąpiel w ciuchach nie jest przyjemna. Wyszliśmy z wody, jezioro do którego wpadliśmy było ogromne, ledwo widać było jego drugi brzeg. Dookoła był las, Zastanawiałam się, jak znajdziemy te ocalałe dzikie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz