Minęło już tyle lat od nagłego
przybycia na tą dziwną planetę. Dwanaście lat życia w nadzieii i
niepewności. Dużo się nie zmieniło. Chodziłyśmy do tej samej
szkoły, Angela przestała się z nami kolegować ,ponieważ jej
ojciec tak kazał. Ja i Alex co parę dni uczyłyśmy się magii.
Dużo już umiemy, udało mi się w wieku 15 lat jednym ruchem ręki
zapalić wszystkie świece znajdujące się w pomieszczeniu. Siostra
potrafi pstryknięciem palców włączyć wszystko co działa
na prąd. Los tak chciał, że do tego samego liceum trafili wszyscy
czyli ja Alex, Criss i Angela. Dzisiaj ukończyłyśmy 18 lat.
Na dworze była już noc a na
niebie świecił księżyc w pełni.W pokoju zapaliłam świeczki.,
żeby zrobić ciekawy nastrój. Do pokoju wszedł James.
- Połóżcie się dzisiaj wcześniej spać, jutro wielki dzień.
- Ta? A co ma się takiego jutro wydarzyć?
- Zobaczycie.
- Jak zwykle ta sama odpowiedź, jaka ja głupia, po co się w ogóle ciebie o cokolwiek pytam.
- Dobranoc.
Zamknął drzwi, popatrzyła się na
mnie z ukosa Alex.
- Co ci znowu jest? Nie możesz chociaż raz być dla niego miła? Co on ci takiego zrobił? Uratował nam życie a ty taka jesteś wobec niego.
- Może i masz rację, ale wkurza mnie to, że o niczym nie chce nam powiedzieć.
- Może to i nawet lepiej?
- Nie chcesz wiedzieć, co się stało naszym rodzicom?
- Chcę, ale jak mam płakać godzinami i wyobrażać sobie jakieś sceny jak oni umierali , to wolę już żyć w niewiedzy.
- ... Jak sobie chcesz.
- Wyluzuj siostra, życie się nie tylko z tego składa. To co się stało już się nie odstanie.
- No tak...
Położyłam się na łóżku,
wzięłam mp3 ze słuchawkami, włączyłam muzykę, akurat leciało
Evanescence- My heart is broken. Przed oczami ukazywały mi się
wspomnienia z rodzicami, zobaczyłam twarz mamy, czułam na
policzkach łzy.
Nastał ranek, była dopiero 6 rano
a już usłyszałam otwierające się drzwi.
- Dziewczyny wstawać.
- Czemu? Jest sobota, daj chociaż raz pospać.
- Potem się wyśpicie, teraz to coś ważniejszego niż spanie.
- Boże dlaczego...
- Nie mieszaj w to Boga, wstawaj Ewela.
- Nie chce mi się, idź z Alex gdziekolwiek masz iść.
- Sama Alex nie może iść, wstawaj!
Nasuwało mi się na język jedna
riposta, ale przypomniały mi się słowa Alex i się powstrzymałam.
- Dobra już idę...
Zwlokłam się z łóżka,
wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Po jakiś 15 min byłam
już gotowa, ubrałam się w czerwoną spódniczkę i czarną
bluzkę na krótki rękaw.
Gdy weszłam do kuchni, siedziała tam
Alex i James, tak jak zawsze, ona była pierwsza.
- No nareszcie, ileż można się ubierać siostrzyczko.
- Nie twój interes.
- Hah, co dziś nie w humorze.
- Jak się kogoś budzi o 6:00 to jak mam mieć dobry humor?
- A ty kiedykolwiek miałaś dobry humor?
- Miałam.
- Hah, ciekawe kiedy.
- CISZA!- wkurzył się James.- Nie pora teraz na kłótnie, jedźcie to śniadanie i wychodzimy.
- Spoko.
Chwilę później wyszliśmy na
dwór, było ciepło ale pochmurno. James miał na sobie ten
sam płaszcz, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy na
cmentarzu. Zdziwiło mnie to bo nawet nie powiedział dokąd
idziemy. Nie pytałam się, bo wiem jaka będzie odpowiedź. Szliśmy
przez chodnik, ciągle przed siebie.
30 min później.
Przede mną stał ogromny kościół,
zbudowany jeszcze stylem gotyckim.
- Co to ma znaczyć James?- zapytałam.
Nie odpowiedział. Zapukał do wielkich
drzwi, które otworzył zakonnik.
- W samą porę, zapraszam, wszystko jest już przygotowane.- powiedział.
Wystraszyłam się. Co jest
przygotowane? O co chodzi? Weszliśmy do środa. W środku był długi
czerwony dywan, po obuch stronach zapełnione ławki, w których
siedzieli ludzie z kocimi uszami, czyli tej samej rasy co ja i moja
siostra. Na ścianach widniały ogromne okna z witrażami. Szliśmy
przez środek kościoła, aż do samego ołtarza przy którym
stał zakonnik a obok niego skała, w którą był wbity srebrny
miecz w czerwonym kryształem po środku.
- Ta która wyciągnie miecz ze skały, będzie nową następczynią tronu i generałem wojska, który wcześniej prowadził Arthur.
Arthur? Przecież mój ojciec
miał tak na imię. Dlaczego nie wiedziałam ,że on był Królem?
- Alexandro zaczynaj.- powiedział James.
Pierwszy raz usłyszałam żeby James
się do niej zwrócił po pełnym imieniu.
- A, ale...
- Zaczynaj.
Podeszła do skały, chwyciła za złoty
trzon miecza, i z całej siły szarpnęła do góry. Nic z
tego, miecz nawet nie drgnął. Próbowała ponownie ale
również bez skutku.
- Ewelina teraz ty.
- Jak Alex się nie udało to mi na pewno też nie.
- Zobaczymy.
Chwyciłam za trzon i ku mojemu
zdziwieniu bez problemu wyciągnęłam miecz ze skały.
Wszyscy co znajdowali się w kościele,
wstali i zaczęli klaskać.
- Mamy nową królową!- krzykną ktoś z „widowni”.
- Gratulacje Ewela- powiedziała Alex.
- Dzięki, ale nic z tego wszystkiego nie rozumiem...
- Co tu rozumieć? Masz władzę.
- No tak ,ale...
Jak zobaczyłam księdza z koroną w
ręku, to mnie zamurowało, byłam pewnie cała czerwona na twarzy,
no ale trudno.
- Wejdź po schodach na najwyższy stopień.- powiedział zakonnik
Weszłam i obróciłam się
przodem do ludzi. Ksiądz założył mi koronę na głowę, dał mi
berło i jabłko. Dziwnie się poczułam, a szczególnie jak
spojrzałam na Alex. W pewnym momencie chciałam jej oddać tą
wadzę, ale niestety to nie było możliwe.
Po całej tej koronacji, zdjęłam
koronę i pobiegłam szybko do Jamesa, który kierował się w
stronę drzwi. Odwrócił się w moim kierunku.
- Już wychodzisz?- powiedział
- Idę do domu, coś nie tak?
- Jesteś królową, dalej chcesz mieszkać w tym skromnym domku?
- A gdzie mam mieszkać? Chyba mnie tutaj nie zostawisz...
Podbiegła Alex, musiała oczywiście
jeszcze coś powiedzieć.
- Haha, co teraz tak nagle zaczęło ci zależeć na naszej „rodzinie” królowo?
- Co ci jest Alex? Zazdrosna?
- Czy zazdrosna czy nie, widzisz jak to jest być odtrącona. Powinnaś teraz mieszkać w pałacu.
- Nie chce! Chce dalej mieszkać z wami...
- Przestańcie się kłócić!- przerwał nam James.
Alex zawsze była zazdrosna o wszystko
co mam, dlatego mi dogadywała. Nie wiem szczerze mówiąc o
co. Teraz pewnie jeszcze bardziej o to, że jestem następczynią
tronu po ojcu, ale to przecież nie jest najważniejsze.
- Możemy wrócić do domu? James, proszę...
- Oczywiście, jutro ci wszystko wyjaśnię.
- Nareszcie...